Różowo mi…czyli deser zwycięstwa

deser_tru2

Od połowy lutego walczyłam. Walczyłam dzielnie, w nocy i w dzień. Każdego dnia, po trochu lub całkiem dużo. Walka rozpoczęła się pozytywnie, byłam naładowana pozytywną energią i przekonaniem o zwycięstwie. Przecież do starcia przygotowywałam się rzetelnie, uczciwie, bez naciągania. Wierzyłam, że wysiłek nie pójdzie na marne…wtedy się obudziłam i poszłam na pierwszy ( w zasadzie drugi w życiu, kiedyś zdałam go za pierwszym razem) egzamin teoretyczny na prawo jazdy. Za pierwszym razem zabrakło 1 punktu.

To nic! Pierwsze potknięcie wynikało na pewno ze stresu. Nowa sytuacja, nieznany teren. Uda się następnym razem. Nie udało się. Znowu 1 punkt! Kfuck!!! Sfrustrowana po pracy wykrzykuję, że choć zapisałam się na kolejny termin to jednak zdecydowałam, że już nigdy w życiu do tego WORD-u nie pójdę! Poszłam kilka dni później. Trzecie podejście zakończone wynikiem negatywnym.

Wstyd się przyznać, ale egzaminator, zawsze ten sam, już mnie kojarzył 🙂 Za każdym razem pytał „Nauczyła się Pani?”, Ja” Oczywiście! Dziś się uda!”, a kończyło się „Jednak Pani nie czytała przepisów”, „CZYTAŁAM!!!!!!!”.
Po trzecim razie „na tajniaka”, z dobrego serca, ulitował się nad mym nędznym losem i pokazał odpowiedzi. Poległam na pytaniu o kategorię AM i uprawnieniach do kierowania czterokołowcem lekkim oraz na systemie ASR (ułatwia ruszanie ze śliskiej powierzchni…no przecież!). Zapytuje wściekła Pana, czy o systemie jest w kodeksie, Pan mówi, że nie. Skoro zdaję na prawo jazdy to powinnam interesować się nowinkami samochodowymi. Wieczorem w domu wykrzykuję „NIGDY NIE BĘDĘ SIĘ INTERESOWAŁA TYMI GŁUPIMI SAMOCHODAMI!!! I JUŻ NIGDY NIE PÓJDĘ DO TEGO GŁUPIEGO WORD-U!!!”

Tydzień później jadę znowu, po 5 wieczoro-nocach studiowania książek i kodeksów. Pan znów pyta „Uda się?”, „Uda się!”. Udało się! Wszystkie odpowiedzi poprawne. Pan egzaminator cieszy się chyba tak samo jak ja. Nie zwraca uwagi na tych biedaków co nadal walczą z pytaniami i krzyczy radośnie „Da radę? Da radę! Niech Pani napisze oświadczenie, że można się nauczyć i zdać i powiesi na ścianie, bo nikt nie wierzy! „.

Przede mną jeszcze praktyka. Łatwo nie będzie, ale połowa sukcesu już za mną. Z radości powstał deser. To deser zwycięstwa i radości! Pokonałam cię WORD-zie raz, uda się i kolejny!

A teraz zapraszam na deser…

deser_tru3

Aby przygotować 8 porcji deseru truskawkowego potrzebujesz:

– 1 opakowanie ciasteczek Digestive

– 50 g masła

– 2 białe czekolady

– 300-400 g truskawek (teraz tylko mrożone mają sens)

– 1/3 szklanki cukru

– sok z 1 cytryny

– 2 łyżki żelatyny

– 300 ml śmietanki kremówki 30%

– garść  płatków migdałowych

Jak to zrobić?

Truskawek nie rozmrażaj, włóż do garnuszka, zasyp cukrem, dodaj sok z cytryny. Doprowadź do wrzenia. Zmiksuj blenderem i jeszcze raz zagotuj. Odstaw na kilka minut. Wsyp żelatynę, cały czas mieszając, aby się dobrze rozpuściła. Odstaw do ostygnięcia w temperaturze pokojowej.

Ciasteczka rozkrusz – blenderem lub wałkiem. Masło rozpuść, następnie dodaj czekoladę. Powstanie dość gęsta masa. Przestudź chwilę i dodaj do pokruszonych ciastek. Wymieszaj. Masę wyłóż i „wciśnij” w pojedyncze foremki lub jedną większą. Wstaw do lodówki na około 1 godzinę.

Zajrzyj do masy truskawkowej. Jeśli jest taka konieczność przepuść przez metalowe sitko, aby była gładka
(u mnie pozostały nie rozpuszczone kawałki żelatyny). Gdy masa będzie zimna, ubij na sztywno śmietankę i delikatnie łyżka po łyżce, mieszając dodawaj do masy truskawkowej. Całość wylej na ciasteczkowy spód i wstaw do lodówki do zgęstnienia. Dzieło zwieńcz migdałami lub świeżymi truskawkami.

Delektuj się zwycięstwem! :-)….cdn…. 🙂

deser_tru1